J 10, 1-10

Ja jestem bramą. Jeżeli ktoś wejdzie przeze Mnie, będzie zbawiony – wejdzie i wyjdzie, i znajdzie paszę (J 10, 9).

Być zbawionym znaczy po pierwsze: być uratowanym od rozpaczy, widzieć sens cierpienia i śmierci; po drugie: chcieć żyć życiem Boga na ziemi, tak jak kiedyś potem w niebie, życiem Kogoś, kto żyje z miłości i budzi nadzieję, że jesteśmy dziećmi Boga.

Na pewno wielu mędrców i założycieli religii mówiło: „Wskazuję wam drogę, idźcie za moim głosem”, ale czy któryś odważył się powiedzieć: „Ten, kto przeze mnie przejdzie, trafi wprost do Boga”? Słowa te mógł powiedzieć tylko Jezus.

Często idziemy do Jezusa, jako do bramy – wzruszeni i przejęci Jego nauką, wiarą, miłością większą od strachu przed cierpieniem i śmiercią.

Czy jednak nie jest tak, że gdy dochodzimy do niej, zatrzymujemy się i nie bardzo wygodnie nam przez nią przechodzić? Skręcamy na prawo i lewo, i chcemy przejść przez swoją własną furtkę, własne zapasowe drzwi, własną bramę, którą ustawiamy sobie trochę z boku.

Tymczasem trzeba przejść do Boga przez Jezusową bramę, poprzez Jezusowe pokochanie tego, czego Bóg chce, nawet, gdyby chciał, żeby młotkiem wbijali gwoździe w ręce i nogi.

Ilu z nas dochodzi do Jezusowej bramy – ale chce iść do Boga przez własne furtki – trochę „na gapę”.

którędy do Ciebie
czy tylko przez oficjalną bramę
za świętymi bez przerwy
w sztywnych kołnierzykach
niosącymi przymusowy papier z pieczątką
może od innej strony
na przełaj
trochę naokoło
od tyłu
poprzez ciekawą wszystkiego rozpacz
poprzez poczekalnię II i III klasy
z biletem w inną stronę
bez wiary tylko z dobrocią jak na gapę
przez ratunkowe przejścia na wszelki wypadek
z zapasowym kluczem od Matki Boskiej
przez wszystkie małe furtki zielone otwierane z haczyka
przez drogę niewybraną
przez biedne pokraczne ścieżki
z każdego miejsca skąd wzywasz
nie umarłym nigdy sumieniem

ks. Jan Twardowski